Okama no Sekai<3

For Okama boys only <3


#1 2008-12-05 18:36:09

Miyuu

Moderator

Zarejestrowany: 2008-12-03
Posty: 14
Punktów :   

Poszukując swego Bishonena

Obserwowałem go zza krzaków. Niesamowicie wyglądał, stojąc na przystanku i czekając na autobus 35, z tymi długimi, powiewającymi na wietrze włosami.
Widziałem jego zgrabne plecy i pośladki i…uda , niestety nie miałem okazji zobaczyć jego twarzy, bo stał do mnie tyłem. Może to i dobrze. Przynajmniej mnie nie zauważył… i przynajmniej ja co nieco zobaczyłem, nie speszony jego wzrokiem, kiedy orientuje się co zaszło i wlepia we mnie swe przepiękne oczęta, kiedy patrzę mu się tam gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
Nagle poczułem, że coś mnie łaskocze. Dziwne uczucie przechodziło stopniowo w piekący ból, rozchodzący się po moich nogach. Myślałem, ze coś mnie pogryzło, ale patrząc w dół, wiedziałem w czym problem. Siedziałem po kolana w pokrzywach!
Pisnąłem z przerażenia, walcząc z zielonymi bestiami. Aparat fotograficzny, który trzymałem w ręku wylądował za jego stopami. Raptownie odwrócił się, a ja jeszcze głębiej wpakowałem się w piekące dziadostwo, by mnie nie dostrzegł.
Na szczęście kochana 35-tka mnie wybawiła. Przyjechał autobus, a on zniknął w tłumie ludzi.

Dziś zrobiłem tylko jedno zdjęcie.

Doczołgiwałem się do domu, uprzednio chowając aparat w torbie, by nie wzbudzać podejrzeń. [Podglądanie ludzi jest zbrodnią?]  Oczywiście, Miyuu miał pecha i napotkał na swej drodze Shiyuu [mojego kumpla, gra w Serial Number], idącego z piekarni z bułkami.
- Iiii Epidemia panuje, czy jak? Nie zbliżaj się! Akysz! – Jego reakcja była taka sama, jak dwóch następnych.
- O co im chodzi? – pomyślałem, przekonując się o sprawie, dopiero, kiedy stanąłem przed lustrem, na którym wisiały jego wszystkie, zrobione wcześniej fotki.
Byłem czerwony jak Indianin, na dodatek cały poparzony pokrzywami!
Wywaliłem na siebie cały zapas sody oczyszczonej, który miałem w domu, ale to tak szybko nie przechodziło.
Zaszyłem się więc z domu, nie wyściubiając ani na chwilę nosa zza drzwi. Jak można wyjść w takim stanie na ulicę? Nie da się. Poprostu się nie da.

Już po godzinie mojego postanowienia na zamknięcie drzwi i okien na świat, zadzwonił telefon.
Omal nie zemdlałem!
TO ON!!! Dzwonił mój Bishonen !
- Hi Miyuu! Zajęty jesteś może?
- Eeee… N-nie… nie!
W słuchawce zabrzmiał cichy chichot. – Może wyskoczymy gdzieś razem, hmm?
- T-teraz?
- Może być za trzy lata.
- Nie żartuj sobie. O której?
- Za pół godzinki. Masz czas?
- Mam mmaase wolnego cza… - przypomniałem sobie o moim teraźniejszym wyglądzie i omal nie fikłem na zawał!
- Oki. Przyjdę po ciebie.
- Zacze… - wyłączył się, a ja glebnąłem na ziemię. Szybko się pozbierałem, zabierając się za swój wygląd. Żadne specyfiki nie chciały mi pomóc.
Właśnie kiedy ładowałem na siebie dziesiątą warstwę kremu na poparzenia, zadzwonił dzwonek.
Szybko to, to zmyłem, zachlapując wszystko dookoła, po czym szybkim ruchem otworzyłem drzwi i w nadziei, że szajstwo zniknęło mi z twarzy.
A w drzwiach stał on.
Przystojny jak zawsze, czysty jak zawsze, uśmiechnięty jak zawsze, boski… jak zawsze!
Jego mina niestety wskazywała na to, że wciąż mam „pokrzywę” na twarzy.
- Hej Bąbel! – Rzucił radośnie do mnie, a ja stałem się jeszcze bardziej czerwony.
Wszedł tylko do mnie do domu i tam się zaszyliśmy oglądając kreskówki.

Od razu przypominało mi się, kiedy się poznaliśmy…

Czytał książkę na ławce w parku.
Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to to, że jest to książka o romantycznej miłości dwojga ludzi. Uwielbiałem takie książki z typowo amerykańskim zakończeniem, podnosiły mnie na duchu i pozwalały oderwać się od codzienności, pozwalały wpadać raz po raz w wir romantyczności i szczęścia... Poza tym, takie książki najlepiej czytało się w słoneczne dni, na parkowej ławce...
Zaczynał przybierać dziwne pozy, a ja z zaciekawieniem przyglądałem się z drzewa, dopóki za bardzo nie przechyliłem się do tyłu i nie poleciałem prosto na tyłek na ziemię, za ławką.
‘Podglądany’ jakby na gwizd gwizdka, zerwał się z ławki, siadając na niej w sposób, w jaki czynią to ludzie.
-    C-co? – Wydukał, rozglądając się wokoło siebie, a jego wzrok zatrzymał się na mojej postaci. – Coś się stało?
- W-wszystko… Pod… Pod kontrolą…! – wydukałem, zbierając swoje zwłoki z ziemi i otrzepując liście z włosów i sukienki.
On badawczo mi się przyglądał, a jego twarz stawała się coraz bardziej rumiana, podszedłem więc bliżej, pytając, czy mogę usiąść.
-    Jasne, siadaj. W końcu to nie prywatna ławka...
Siedziałem niby na tej samej ławce, ale nadzwyczaj daleko od niego. Wciąż czytał i czytał, nie zwracając na mnie uwagi, przysunąłem się więc bliżej, zaglądając mu w tekst.
-    Co czytasz? – Zagaiłem, a on przysunął mi okładkę przed oczy, na którą naniesiony był obrazek zniszczonego faceta z latarnią w ręku. Cała okładka była ciemna i ponura, czego wcześniej nie dostrzegłem. Jaskrawo czerwone i żółte litery poukładane były w napis, który głośno przeczytałem. – „Dzień Śmierci”... Co to?
-    To historia o policjancie ścigającym żywe trupy – po wypowiedzeniu tego zdania, rozcapierzył palce u dłoni, tak jak to zwykli robić ‘martwi’ w horrorach. – argh...
Roześmiałem się cicho, ponownie spoglądając na tekst. A więc nie była to słodka, romantyczna książka, a czarna masakra żywych trupów... A jednak, miałem nosa! Mój wzrok napotkał scenę łóżkową.
-    Policjant ścigający żywe trupy... Hmm.. Ciekawe... Ja myślałem, że tu jest napisane... – Pokazałem mu palcem, a on zamknął mi książkę ‘przed nosem’.
-    Haha! Dosyć czytania, oczy mnie bolą... – Postanowiłem, że dam mu spokój z tekstem, który czytałem, bo bałem się, że jego twarz zaraz eksploduje. Była zdrowo bordowa, a ja ledwo powstrzymywałem śmiech.
-    Często tu siedzisz? – Zapytałem go, ignorując dokładnie całą sytuację.
-    Zdarza się, że nawet cały dzień... Wiesz, nudzi mi się w domu, kiedy nie jestem w pracy...
-    Ah tak... Nudzi ci się w domu...
-    Ale tobie chyba też, inaczej byś tu nie siedział, ne? – Byłem pewny, że mówił to specjalnie, bym sobie poszedł. Jednak udając, że nie potrafię odczytać sygnałów, które przekazywał mi już niemal dosłownie, oparłem się mocniej o ławkę, kontynuując rozmowę z wrednym uśmieszkiem na ustach.
-    Mnie się wcale nie nudzi... Pogrążam się w marzeniach...
-    A jakie są marzenia małych dziewczynek? – A więc myślał, że jestem dziewczyną... Zapewne chciał mi dokuczyć słowem ‘małych’, sądząc po jego tonie, więc mój charakter nie pozwolił mi przepuścić okazji na zdrowy okaz wredniactwa i postanowiłem wykorzystać tą sytuację, jako zapłatę za dokuczanie.
-    Marzenia małych dziewczynek...- Zastanowiłem się trochę, po czym odpowiedziałem – Wszystkie marzą o swoim księciu z bajki...
-    Ty też?
-    Jeśli znajdę odpowiedniego... Nie wszystkie książęta potrafią stawić czoła groźnemu smoku...
-    Damy radę, powiedz gdzie on jest – Mój bishonen zaczął się przede mną wydurniać, udając, że w ręce trzyma miecz i walczy z czymś, co jest przynajmniej dziesięć głów większe od niego. – Dorwę, cię paskudny gadzie, a twoje zwłoki odeślę do McDonald’s!
Nawet mi się to podobało. Wyglądał dość zabawnie biegając po parku i walcząc z wyimaginowanym smokiem. Może miał nadzieję, że mi się znudzi i sobie pójdę.
Zacząłem się z niego śmiać nawet wtedy kiedy glebnął na trawę, zmęczony.
Podszedłem do niego, kucając przy leżącym ciele. Oddychał bardzo ciężko, jak po biegu, a na jego twarzy rozciągał się triumfalny uśmiech.
-    Smok pokonany, księżniczko, czy teraz dasz się zaprosić na colę, by oblać nasze zwycięstwo?
Zgodziłem się, a jak.

Piliśmy zimną colę z lodem, rozmawiając. W sumie to był prawie monolog, bo ja mało co mówiłem. On zaś nawijał bez przerwy, ani na chwilę nie dając spokoju. Bardzo mnie ten fakt cieszył, ponieważ ja nie należałem wtedy do bardzo wygadanych osób, toteż mało mówiłem.
Kiedy go pierwszy raz zobaczyłem pomyślałem, że jest piękny i wredny. Nie myślałem, że kiedyś zostaniemy dobrymi przyjaciółmi!
- A… Jestem facetem! – rzuciłem, gdy wychodziłem z kawiarni. On milczał…

Następnego dnia siedząc w domu, postanowiłem, że znów się z nim zobaczę, więc poszedłem  w to samo miejsce, co zeszłego dnia, mając nadziej, ze tam będzie.
Myliłem się...
Zmartwiłem się, że zdenerwował się za moje głupie poczucie humoru... Dręczyły mnie trochę wyrzuty sumienia, bo kiedy byliśmy w barze, było całkiem miło. On tymczasem czekał tuż za moimi plecami.
-    Witaj księżniczko! Jak twój szlachetny humorek?
-    Nie jesteś zły? – Zapytałem zdziwiony, że zobaczyłem go po raz drugi.
-    Zły, a na co?
-    Nooo... Na mnie...
-    A o co? O to, że mnie wkręciłeś, że jesteś dziewczynką? Oh, zapewne jesteś już kobietą...
-    Przestań!
-    Wiem, o co ci chodzi, po prostu o tym nie gadajmy, w porządku?
-    Dobrze – Powiedziałem, uśmiechając się do niego.
-    To, co? Powtórka z rozrywki? Ja stawiam! – Odwzajemnił uśmiech, wskazując ręką, bym szedł przed nim.
-    Skoro stawiasz, to chyba dam się zaprosić - powiedziałem, a wtedy obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

Wydawało mi się, że chyba go lubię. Tego dnia był miły. Poszliśmy, gadając całą drogę, jak osoby wyciągnięte ze średniowiecza. Starsi ludzie patrzeli na nas jak na wariatów. Gdy zaś stanęliśmy przez naszym barem, zauważyliśmy ogromną karteczkę wywieszoną na szybie.
-    Zamknięte... – Powiedział mój Bishonen, zaglądając do środka, przez wielkie, szklane okno. – Idziemy gdzieś indziej?
-    Hmm... Jasne, ale... – Wpadł mi do głowy doskonały pomysł. – Jak mnie złapiesz!– Zacząłem uciekać w stronę parku. ON biegł jak strzała za mną. Już był tuż przy moich plecach, już czułem jego rękę na swoim ramieniu, kiedy nagle potknął się, upadając jak długi pod moje nogi.
-    Hahaha nie musisz mi się tak nisko kłaniać! – Nabijałem się z niego, a on z czystej wredoty zrodzony, podciął mi nogę ręką, tak, że oboje byliśmy już na podłodze. Miałem wtedy trochę racji kiedy pomyślałem, że jest wredny XD
-    Hahaha teraz jesteśmy równego wzrostu!
-    Ty jesteś centymetr niższy! – Zawołałem oburzony.
-    Łoooo odezwał się ten, co linijkę w oczach posiada!
-    No ba, linijkę i coś jeszcze...
-    Co? – Zbliżył twarz do moich oczu, by się im przyjrzeć.
-    Nie powiem. – Pokazałem mu język, a on bacznie mi się przyglądał. – No co? Jestem gdzieś brudny, na twarzy?
-    Nie.
-    Więc czemu mi się tak przyglądasz?
Wzruszył ramionami, kładąc się na trawie. Dołączyłem do niego, podpierając głowę rękoma.
Niebo było jak głęboki ocean, zawieszony gdzieś na górze, ocean nie wyznający praw grawitacji. – ***, gdy byłeś dzieckiem, wydawało ci się, że chmury przybierają różne kształty zwierząt i roślin...?
-     Baaaaa... Do dziś tak mam... O! Patrz! Tam jest królik! – Pokazał mi ręką biały obłok, który mnie bardziej kojarzył się z...
-    Niedźwiedź!
-    Nieee... Patrz, jakie ma uszy... Gdzie tam niedźwiedź z takimi uszami?..
-    Haha racja.
-    Wiesz co?
-    Co?
-    Lubię cię, Mi-chan... Jesteś… Chyba wyjątkowy.
Coś mnie ubodło głęboko w mojej duszy. Jakiś impuls przeleciał przez mój umysł. Impuls od którego zrobiło mi się dziwnie gorąco, a moje serce zaczęło bić szybciej.
-    Wiem, wiem…– Zawołałem z udawanym narcyzmem, zaplatając niespodziewanie swoje palce w jego włosy. Niemal natychmiast go przeprosiłem i cofnąłem rękę.
-    Nie... Nic nie szkodzi.
Milczeliśmy kilka minut, kiedy mój rozmówca jak zwykle przerwał ciszę.
-    Ja... Chciałbym, żebyś kiedyś umówił się ze mną, Miyuu…
-    Umówił? Na randkę?
-    Uhm... Chyba tak.
Tym razem impuls nacierał na mnie z siłą przynajmniej kilku ton. Myślałem, że zwariuję. Nie wiem dlaczego, ale miałem ochotę krzyczeć ze szczęścia. Dziwne uczucie rozeszło się po moim ciele. Nagle osoba, która siedziała koło mnie, osoba, którą dotąd uważałem za niemiłą, ale ciekawą, zyskała więcej światła. Teraz siedzący koło mnie chłopak uśmiechał się w moją stronę z rumieńcem na twarzy, drapiąc się po głowie w zakłopotaniu. Czułem, że go lubię. Nawet bardzo...
A ten impuls niesamowicie pobudził moją wyobraźnię, która płatała mi tego dnia figle. Wyobraziłem sobie nas, całujących się w świetle świec, na tle ciemnego pokoju. Postanowiłem się powstrzymać, bo już czułem, że robi mi się gorąco, a serce zwiększa swoje tętno uderzeń. No i moja wyobraźnia, robi się niebezpiecznie... Hmm... Zboczona.
-    Może... – Ponownie się do niego uśmiechnąłem, kontynuując zabawę jego włosami.
-    Może? Hmm... I co ja mam myśleć? Zawsze mówisz „może”...
Za tym słowem poczułem, że mówi do mnie tak, jakby znał mnie od dawna.
-    Znasz już odpowiedź. – Wyszeptałem, zadowolony, że pamięta, co mówiłem, a to oznacza, że mnie słucha.
-    Ach taaaaaaaaak? Czyli umówisz się ze mną.
-    Może.
-    Oh ty i twoje „może”, „może”, „może”... Powiedz mi jasno.
-    Tak, umówię się z tobą.
-    I takie odpowiedzi lubię! – Powiedział, nachylając się nisko nade mną. – O której?
-    Hmmmm... Osiemnasta?
*** zastanowił się trochę, przybierając pozę myśliciela, po czym zerwał się z trawy i z niezwykłym entuzjazmem, powiedział -Więc do osiemnastej! Będę czekał na ciebie przed twoim domem.
-    Ej, a skąd wiesz gdzie ja mieszkam? – Oburzyłem się, bo przecież nie mówiłem mu, gdzie mam swój dom. On tymczasem był już jakieś cztery metry ode mnie.
-    Ma się swoje sposoby księżniczko! Do osiemnastej!!! – Rzucił jeszcze odwracając się w moją stronę, po czym pognał przed siebie i za chwilę straciłem go z oczu.
-    Pa... – Wyszeptałem do siebie, wciąż mając oczy utkwione w miejscu, gdzie przed chwilą widziałem jeszcze jego sylwetkę.
Więc zapewne zapytał kogoś, gdzie mieszkam... Zapytał, bo? Jest mną zainteresowany? Inaczej nie zaprosiłby mnie na randkę...
Czułem, że jest dla mnie ważny. Zbyt ważny, jak na osobę, z którą znam się tak krótko...

CDN XD Trochę to długie, więc nie napisze na razie, bo nie będzie się chciało nikomu czytać XP

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plpranie na telefon ile kosztuje mysz akita charakter